Decyduj! – czyli jak to robią liderzy

Albert Ziarko
17 marca 2016 | Aktualności

Kilka miesięcy temu spotkałem kogoś szczególnego. Oczywiście w sensie merytorycznym – ci, którzy pomyśleli o kontekście matrymonialnym, czytają dalej na własną odpowiedzialność. W każdym razie uprzedzam, że o ile sam wątek będzie oparty na pewnych doświadczeniach i skojarzeniach, to postaram się, by puenta była w 100% merytoryczna. Otóż poznałem Pawła Motyla, autora książki “Labirynt. Sztuka podejmowania decyzji”. Człowieka niezwykle inspirującego, dostarczyciela pozytywnej energii, opowiadającego niezwykle interesujące historie z życia i z biznesu, wzbudzającego mnóstwo ciepłych uczuć, a i nierzadko podziw. Specjalnie nie wspominam o jego zawodowych przymiotach – te łatwo przecież znaleźć bez konieczności osobistego poznania.

Dwudniowy warsztat przeprowadzony przez Pawła, a następnie lektura jego książki zainspirowały mnie do pewnych przemyśleń. Wróciłem myślami do tego dnia, gdy Paweł zapytał nas o liderów, którzy dzięki swoim charakterystycznym cechom i dokonaniom mogą stanowić inspirację, wzór, punkt odniesienia. Każdy z nas spotyka przecież wokół siebie wiele takich osób. W codziennej pracy, w życiu prywatnym, w polityce, w tzw. wielkim świecie, wreszcie w filmie czy w literaturze. Gdy przyszła moja kolej by zabłysnąć po wypowiedziach kolegów (którzy oczywiście nie omieszkali wspomnieć o Stevie Jobsie, Jeffie Bezosie, Jacku Welchu, Januszu Filipiaku czy Wojciechu Sobieraju), wstałem i po krótkim zastanowieniu wypaliłem: “Michael Corleone!”. Kilka tygodni później wybrałem sobie jeszcze dwóch. Oto oni i zilustrowane ich historiami cechy liderów, które według mnie są kluczowe z punktu podejmowania decyzji.

Michael Corleone – biznes a sprawa osobista

Wszyscy chyba znamy “Ojca Chrzestnego”. Jeżeli nie genialną książkę, to przynajmniej równie genialny film. Dla mnie to jedna z ulubionych pozycji. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy się z “Ojcem Chrzestnym” zetknąłem, od razu zidentyfikowałem Michaela Corleone jako głównego bohatera, traktując automatycznie zwrot “ojciec chrzestny” jako coś w rodzaju stanowiska w organizacji i specyficznego tytułu społecznego. Jakkolwiek do Michaela nikt się w ten sposób w książce nie zwraca, a tytuł społeczny należy do jego ojca – Don Vito Corleone, to czy to z racji tego że Michael jest młody, nowoczesny, wykształcony, czy z racji innych jego przymiotów, to właśnie on stanowi dla mnie jeden z najlepszych przykładów stawania się liderem.

Don Vito zostaje postrzelony. Ciężko ranny, nieprzytomny przebywa w szpitalu. Jego consiliori Tom Hagen, najstarszy syn Santino Corleone, oraz najbliżsi współpracownicy – Clemenza i Tessio obradują nad tym co rodzina powinna w tej sytuacji zrobić. Tom Hagen tłumaczy, że wszystko to co się stało jest sprawą biznesową, że nikt nie wyrównywał z Donem Corleone rachunków osobistych, a załatwiał wyłącznie swoje interesy. Wówczas do rozmowy niespodziewanie włącza się Michael – do tej pory najporządniejszy w rodzinie. Student, weteran wojenny, rzec można: wzorowy obywatel, którego nikt dotąd (oczywiście poza ojcem) nie brał na poważnie jeżeli chodzi o uczestnictwo w interesach rodziny. To, co mówi, staje się pierwszym krokiem w jego naturalnej (z racji pochodzenia) drodze po władzę i co najważniejsze – po szacunek.

“– Tom, nie daj się bujać nikomu. To wszystko jest osobiste, cały biznes, od początku do końca. Każdy kawałek gówna, który każdy człowiek musi zjadać co dzień przez całe swoje życie, jest czymś osobistym. Nazywają to biznesem. Ale jest to osobiste jak cholera. Wiesz, od kogo się tego nauczyłem? Od Dona. Mojego starego. Ojca Chrzestnego. Gdyby piorun strzelił w jego przyjaciela, ojciec wziąłby to osobiście. Moje wstąpienie do piechoty morskiej wziął osobiście. Dlatego właśnie jest wielki. Wielki Don. Wszystko bierze osobiście. Jak Bóg. Wie o każdym piórku, które wypada wróblowi z ogona, i wie, gdzie ono zlatuje.”

Michael rzadko wypowiada się tak dobitnie. Zazwyczaj jest dość powściągliwy, zdystansowany, by nie powiedzieć – zimny. W tym kluczowym momencie wygłasza jednak coś na kształt credo, zgodnie z którym każda sprawa biznesowa ma kontekst osobisty. Ktoś może powiedzieć, że Michael zawsze tak działał. Tyle że zazwyczaj to osobiste tło pchało go do działania z zimną krwią, do zemsty, której ofiarami padali nierzadko członkowie jego własnej rodziny. Za mało było w tym wszystkim empatii, zwykłego dobra, nie mówiąc już o szlachetności. Wszystko, co mogę powiedzieć – niejako na obronę Michaela i tezy, którą za chwilę postawię – to: jaki biznes taki kontekst osobisty.

Osobiste odniesienie się do kwestii biznesowych buduje największe zaangażowanie, wzmacnia wiarygodność podejmowanych działań, pozwala stworzyć rzeczy przełomowe i wskrzesić rewolucyjne idee. Tak, biznes to jest sprawa osobista i w ten sposób powinien do biznesu podchodzić każdy lider. Prawda, Michael?

Kapitan Ahab – co nagle to po diable

Kto wie, być może “Moby Dick” u wielu z nas stoi w biblioteczce na tej samej półce co “Ojciec Chrzestny”. Dla tych, którzy nie znają tej historii, powiem krótko: oprócz tego, że książka jest doskonałym podręcznikiem XVIII-wiecznego wielorybnictwa, jest również pasjonującym studium zemsty kapitana Ahaba na białym lewiatanie, w walce z którym przed laty stracił nogę.

“Trudno więc było wątpić, że od czasu owego tak fatalnego spotkania Ahab żywił dziką żądzę zemsty nad wielorybem, tym zacieklejszą, że z właściwą sobie obłędną chorobliwością utożsamił na koniec ze swym wrogiem nie tylko całą swoją cielesną niedolę, ale też wszystkie umysłowe i duchowe rozpacze.”

W tym zdaniu właściwie kryje się całe sedno. Ktoś mógłby powiedzieć, że tło osobiste całkowicie opanowało kwestie biznesowe i w zasadzie trudno byłoby się z tym nie zgodzić. W tym przypadku chodzi jednak o coś jeszcze. O decyzję. Ahab podjął swoją tak stanowczo i tak wcześnie, że stała się ona głównym paliwem działania. Należy też dodać, że paliwem toksycznym. Żądza zemsty i wyrok śmierci na białego wieloryba pchały go w jądro ciemności, stały się czymś nieodwracalnym, przypominającym pochopnie złożoną przysięgę, z której – pomimo tego że jest całkowicie beznadziejna – honor nie pozwala się wycofać. Ahab przegrał, dlatego jego historia stanowi pewnego rodzaju przestrogę, choć – jak wierzę – potwierdza też moją tezę.

Kilka lat temu, podczas jednego ze szkoleń dotyczących zwinnych projektów IT usłyszałem od prowadzącego, że najlepsi menedżerowie i liderzy podejmują decyzję w ostatnim możliwym momencie. Do końca trzymają w dłoniach wszystkie sznurki. I dokładnie wtedy, gdy jest na to najlepszy czas, wypuszczają z ręki te, które nie dają oczekiwanej wartości i nie prowadzą do zakładanego celu. Podejmuj decyzje w ostatniej chwili. Brzmi trywialnie, prawda? Tak, tylko bądź w tej ostatniej chwili panem sytuacji, nie daj się ponieść emocjom, nie działaj zbyt pochopnie. Zmierz się z tym, że efekty twoich decyzji znane są zawsze po tym jak je już podejmiesz. Nigdy przed.

Hrabia Monte Christo – niech cię nic nie dziwi

Jeżeli na tej samej półce stoi jeszcze “Hrabia Monte Christo” – to mamy komplet. Gdybym miał powiedzieć o najważniejszej dla mnie książce, o książce osobistej, ulubionej czy zupełnie wyjątkowej –bez zastanowienia wymieniłbym “Hrabiego Monte Christo” w pierwszej kolejności.  Czytałem ją już kilka razy i zdarzyło się nawet tak, że w ciągu 3 czy 4 lat miałem ją w rękach co roku. Powieść Alexandra Dumasa jest powszechnie znana jako najdoskonalsze studium zemsty. Oczywiście to określenie najbardziej niepełne z możliwych. Postaram się jednak nie rozwijać tego wątku, gdyż obawiam się, że jako zdeklarowany miłośnik zapomniałbym o tezie, którą zamierzam właśnie postawić.

Nil Admirari, czyli niczemu się nie dziwić. Grecka maksyma, której autorstwo przypisuje się Horacemu, nie była zapewne niczym wyjątkowym wśród XIX wiecznej, wychowanej w klasycznym duchu arystokracji. Żywiołowość, uleganie emocjom czy nieopanowanie były być może powszechnie uważane za podstawowe oznaki słabości. Uważny czytelnik “Hrabiego Monte Christo” zauważy na pewno, że “nil admirari” nie zostaje nigdy na kartach powieści wypowiedziane, a sytuacja, w której ta zasada zostaje przywołana, dotyczy całkowicie nieodpowiedniej osoby. Jestem jednak przekonany, że gdy ów czytelnik spróbuje poszukać przykładu stosowania tej maksymy w praktyce, przed oczami stanie mu ksiądz Busoni, lord Wilmore, Sindbad Żeglarz, pan Zaccone oraz agent firmy Thompson & French – czyli nie kto inny jak Hrabia Monte Christo.

“Najbardziej zahartowani w niebezpieczeństwie doznają, choćby nawet byli o nim uświadomieni, owego skurczu serca i owego drżenia, które przenika im całe ciało. Dowód, jaka wielka różnica istnieje między tworem wyobraźni, a rzeczywistością, między projektem, a jego wykonaniem.”

Nil Admirari jest tym rodzajem dojrzałości biznesowej, która pozwala właściwie zachować się w każdej sytuacji. Dzięki niej każdą okoliczność możemy przyjąć jako coś, co przecież ma prawo się wydarzyć, co w tym kontekście jest więc zdarzeniem całkowicie normalnym, które wymaga właściwej reakcji.

Jestem przekonany, że każdy z nas posiada własny zestaw bohaterów literackich i filmowych, których historie może bez trudu skorelować z własnym życiem osobistym czy zawodowym. Gdy kończę ten artykuł, do głowy przychodzą mi kolejni. Ci, którzy są doskonałym tłem do 3 wspominanych zasad i ci, którzy przynoszą całkowicie nowe. Być może zatem kiedyś jeszcze do tego wątku wrócę. Tymczasem – żeby tradycji stało się zadość – pozostawiam Państwa z piosenką i z jej ostatnim zdaniem, które pomimo złośliwej dekadencji daje przecież nadzieję na dobre decyzje, prawda? Kłaniam się.

Bądź pierwszą osobą, która doda komentarz.

Zostaw komentarz